Sprawozdanie z sesji formacyjnej dla nauczycieli, wychowawców, rodziców. „Uczeń wytworem technokultury. Wpływ środowiska technologicznego na uczniów” 06 październik 2018
Po wakacyjnej przerwie rozpoczął się w naszej parafii kolejny cykl sesji formacyjnych dla nauczycieli, wychowawców i rodziców przygotowany i przeprowadzony przez br. Tadeusza Rucińskiego FSC z Częstochowy. Spotkanie nauczycieli odbyło się za aprobatą ks. proboszcza Edwarda Bogaczewicza i było okazją do podjęcia refleksji nad skutkami realizowania rewolucji kulturowej (całokształt dorobku materialnego i duchowego ludzkości), tym razem za pomocą technologii, która to rewolucja ma wytworzyć nowego człowieka i nowe społeczeństwo.
Trwa ona już od kilku dekad, ale jest jakby niedostrzegalna z powodu codziennych obowiązków, zabiegania, czy zwykłych zmartwień. Dlatego trzeba trochę dystansu, oddalenia się, by uchwycić kontrast między tym, co się widzi z tym co się słyszy, by dostrzec prawdziwe intencje ukryte pod pięknymi obrazami przyszłej, ziemskiej szczęśliwości. Trzeba przypatrzeć się rzeczywistości, czyli temu, co naprawdę jest realne i niestety stoi w sprzeczności z tym co wirtualne. Nasze oczy niestety są uwodzone przez reklamy, nieprawdziwe informacje, są manipulowane przez iluzje do tego stopnia, że to, co widzimy, co nie jest prawdą, my uznajemy za prawdę. Pod tym kątem ma przebiegać cała edukacja tak, by człowiek był przygotowany i podatny na późniejsze oddziaływania tworzące z niego „nowego człowieka” żyjącego w „nowym wspaniałym świecie”.
Spotkanie zaczęło się Eucharystią, podczas której polecaliśmy Panu Bogu uczestników sesji, brata Tadeusza i nauczycieli pracujących w naszej parafii. Modliliśmy się za naszych uczniów i ich rodziców, również za nauczycieli z którymi pracujemy o Boże błogosławieństwo dla nich. W Domu Parafialnym, po rejestracji (by otrzymać zaświadczenie o uczestnictwie) i po krótkim spotkaniu przy kawie rozpoczął się wykład.
Wykład
Na początku wypada nam uściślić pojęcia będące osnową dla dzisiejszego tematu, ponieważ zmiana ich znaczenia jest już stosowana powszechnie. Pojęcie „uczeń” rozumiane jest tutaj jako osoba pobierająca naukę, adresat przekazywanej wiedzy, aby ją przyswoił, zapamiętał i wykorzystał w sposób charakterystyczny dla siebie (zdolności, talenty, zainteresowania, możliwości).
„Uczeń” bywa też rozumiany jako konstrukt (ożywiony przedmiot lub sztucznie skonstruowana istota obdarzona inteligencją). W tym wypadku postrzegany jest jako przedmiot, na który oddziałuje się informacją zawartą w programie nauczania ułożonym przez Ministerstwo Edukacji. Program jest tak pomyślany, by kończący edukację młody człowiek nabył cech pożądanych przez twórców programu, niezależnie od jego osobistych preferencji.
Jest też taki trend w pedagogice, który nazywa ucznia i jego rodziców klientami, a szkołę rozumie jako placówkę usługową. To nazewnictwo nie przyjęło się w polskiej szkole, ale czy idea ta nie funkcjonuje? Trzeba by było podjąć jakieś badania.
Drugim pojęciem jest „kultura”. Rozumiemy ją tutaj jako zasoby tworów ludzkiej myśli i ducha będące dorobkiem ludzkości na przestrzeni dziejów. Łacińskie cultura oznacza po pierwsze: uprawę ziemi (cultivare), oswajanie natury, z mocnym podkreśleniem, że człowiek jest ponad naturą, a zwierzę jest jej podporządkowane, po drugie: oznacza kształcenie, czyli uprawę myśli i ducha ku pełni człowieczeństwa. Wywodzi się od słowa „kult” czyli zewnętrznego aspektu religii - ogół obrzędów.
Doprecyzujmy też trzecie pojęcie „technologia” (gr. techne – rzemiosło, sztuka i logos – słowo, nauka) czyli jest to nauka dotycząca metod wytwarzania, przetwarzania surowców i wyrobów, a zatem dotyczy zewnętrznej zmiany postaci materiału i takiego nim operowania, by go przekształcić.
Zatem, dzisiejszy temat należy rozumieć jako próba ujrzenia, z pewnego oddalenia, jak operuje się kulturą by przekształcać obecnego człowieka, będącego jeszcze uczniem, w „nowego człowieka” (cokolwiek to znaczy), jak zmienia się jego dotychczasowe środowisko (naturalne, rodzinne, szkolne) w środowisko techno.
Powstaje pytanie: kto to robi i dlaczego?
Zaistniał termin „technoedukacja”, który określa powszechne wdrażanie w codzienną pracę edukacyjną nowych technologii (tablice multimedialne, prezentacje power point, podcastów (cykliczne audycje internetowe mp3 do pobrania), krótkich filmików edukacyjnych, internetowych wycieczek w ciekawe miejsca, właściwego zachowania w określonych sytuacjach, e-learningu). Te technologie wydają się nie być barierą dla młodych, gdyż mają oni kontakt z tymi nowinkami na co dzień.
Czesław Plewka w artykule „Technoedukacja to metoda czy cywilizacyjna konieczność podążania za tempem przemian” utrzymuje, że stosowanie nowych technologii w procesie dydaktycznym jeszcze nie przesądza o innowacyjności, bo z ich pomocą można prowadzić zajęcia w sposób tradycyjny. Koniecznie trzeba zmian w metodyce nauczania i uczenia się. Scalenie tych dwóch jakości ma przynieść pożądany sukces w postaci skutecznej edukacji i lepszej adaptacji do warunków dzisiejszego świata. Nauczyciel ma wykorzystywać nowe technologie dydaktyczne, by osiągnąć przygotowanie uczniów do funkcjonowania w społeczeństwie, gdzie następują nieustanne zmiany. Uczeń ma je akceptować, szybko się do nich przygotowywać dzięki przejściu przez nieustannie dopasowującą się, czyli zmieniającą się edukację. Ona ma nadążać za tymi przemianami i tak formować dzieci, by bez problemów poddawały się wszelkim zmianom. Stąd też nowe programy nauczania kładą nacisk, by nauczyciele uczyli WYŁĄCZNIE w oparciu o nowe technologie, choć nie do końca rozumie się ich działania i nie wiadomy jest ostateczny skutek w psychice człowieka, najpierw małego a później dorosłego. Program nakazuje również nieustanne szkolenie nauczycieli w poznawaniu i stosowaniu nowych narzędzi.
Przeszkodami w osiągnięciu dobrych rezultatów takiego kształcenia, zdaniem p. Plewki, jest wykluczenie cyfrowe części społeczeństwa, edukacja masowa, starsze pokolenie nauczycieli oraz brak firmowego sprzętu w szkołach.
Lansowana technoedukacja zdradza, że uczeń jest tu tylko konstruktem czyichś wyobrażeń i ma być taki, jak go sobie ktoś zaprojektował, nie bacząc na jego osobistą wartość, odrębność i niepowtarzalność. Zmiany wprowadzane w środowisku ucznia wymuszają zmiany w nim samym. Samo użycie terminu „techno” sprowadza człowieka do przedmiotu, z którym można zrobić, co się chce, tak jak z kawałkiem drewna. Więcej na ten temat można znaleźć w książce Jana Białka „Techno. Krytyka rozwoju środowiska technologicznego”.
Niepokój budzi zainteresowanie się autorów „nowego świata” ideą warunkowania ludzi od życia embrionalnego, niemowlęcego, poprzez przedszkole, szkołę, by w końcu osiągnąć standaryzację zachowań dorosłych już ludzi. Idea ta opisana jest w powieści science fiction Herberta G. Wellsa „Ludzie jak bogowie” z 1923 r., która to powieść jest utopią obnażającą absurdy rządzące Ziemią w XX w. W odpowiedzi na tę utopię Aldous Huxley napisał w 1932 r. „Nowy wspaniały świat”. Książka ta jest dysutopią – przestrogą i antyutopijną polemiką z książką Wellsa „Ludzie jak bogowie”. Ponieważ A. Huxley w „Nowym wspaniałym świecie” roztrząsa pomysł Wellsa jak różnicować ludzi i przeznaczać ich do z góry ustalonych zadań (wstrząsające eksperymenty na niemowlętach), tym samym dał podstawę do artykułu Arlety Suwalskiej „Obrazy edukacji w dysutopii „Nowy wspaniały świat Aldousa Huxleya”. Zauważyła ona, że Huxley odnosi się do następujących założeń edukacyjnych, które, zdaniem Wellsa, będą skuteczne w „hodowli” ludzi o określonych przeznaczeniu i cechach:
– zakaz poznawania historii, sztuki, religii i w pewnym stopniu nauki,
– manipulacja świadomością jednostki,
– wpajanie przynależności do określonej klasy społecznej i tego, że los jest nieuchronny,
– warunkowanie treści kształcenia w ramach hipnopedii, czyli cele kształcenia podporządkowane mają być ideologii, która podtrzymuje władzę,
– manipulacja materiałem genetycznym dla realizacji zaplanowanego przeznaczenia społecznego.
Zatem, A. Huxley przestrzega przed szeroko pojętym wykorzystywaniem medycyny, biologii i techniki do tworzenia społeczeństwa dobrowolnego niewolnictwa i kastowego egalitaryzmu składającego się na nowy wspaniały świat – tylko dla kogo będzie on wspaniały?
Wydaje się, że takie oczekiwania wobec edukacji dzieci to czyste science fiction i nie należy się tym przejmować. Jednak obserwacja świata dostarcza niezbitych dowodów, że to, co było 40 – 50 lat temu tylko science fiction teraz funkcjonuje w świecie realnym i nieraz jest bardziej skomplikowane niż w swoim pierwowzorze z pogranicza fantastyki. Przykładem może być tworzenie sztucznej inteligencji, czyli połączenie mózgu człowieka z maszyną. Chociaż, jak mówi zajmujący się tym zagadnieniem Elon Musk, że jest to największe zagrożenie egzystencjalne, to osobiście on i Mark Zuckerberg już pracują nad transhumanizmem, mając na uwadze ingerencję na poziomie komórkowym i genetycznym tak, by przechodzenie człowieka w maszynę zastosować na szerszą skalę, ponieważ prototyp już jest i jest nim robot Sofia.
Polecenia godne jest śledzenie strony internetowej prisonplanet, która jest niezależna (na razie) i przekazuje takie informacje ze świata, których nie ma na pozostałych stronach. Przykładem niech będzie, testowana już, sieć 5G, o której to sieci mało kto słyszał, a która mieć będzie dostęp do każdego człowieka, w każdym momencie jego życia.
Sieć 5G to technologia mobilna 5 generacji, standard sieci komórkowych. Zadaniem jej jest umożliwienie rozwoju Internetu rzeczy - IoT (wszechrzeczy). Jest to koncepcja wedle której ściśle określone przedmioty (np.: urządzenia gospodarstwa domowego, artykuły oświetleniowe, grzewcze i urządzenia noszone przez ludzi) mogą gromadzić, przetwarzać i wymieniać się danymi za pośrednictwem np.: sieci komórkowych. Dane z sieci ludzi, przedmiotów i procesów podłączonych do Internetu mają stworzyć inteligentną przestrzeń: inteligentne miasta, inteligentne budynki, inteligentne gospodarstwa domowe, inteligentne sieci zdrowia, inteligentne systemy pomiarowe, energetyczne, inteligentny przemysł oraz monitorowanie środowiska i jego zagrożeń (jak to pięknie i nowocześnie brzmi). Sieć ma zapewnić równoczesne, bezprzewodowe połączenia setek tysięcy sensorów, co dla usług Internetu rzeczy i wszelkich usług ma znaczenie kluczowe.
Oczywiście system ten jest przedstawiany z dobrej strony (bo taką ma) jako postęp cywilizacyjny ułatwiający ludziom życie, zabezpieczający ich mienie, czuwający nad ich zdrowiem. Jest jednak drugie dno – kompleksowa inwigilacja KAŻDEJ osoby i WSZYSTKIEGO, co ją otacza. Gdy cała powierzchnia kraju zostanie pokryta wieżami dla sieci 5G to nawet mała myszka w lesie nie przemknie bez czyjejś wiedzy.
Zatem, jeśli wejdzie w życie koncepcja inteligentnego monitorowania całego społeczeństwa i środowiska, na pewno będzie przedstawiana jak wyżej wspomniano, jako bardzo pozytywna i tylko pozytywna. Ma zapewnić ludziom bezpieczniejszą i szybszą cyberprzestrzeń, poszerzyć możliwości gospodarcze i biznesowe, będzie przyjaźnie interesować się i spełniać potrzeby konkretnych ludzi. Jednak w rzeczywistości ukrytej stanie się narzędziem sterowania ludźmi, kontroli, przymusu, a nawet eliminacji jednostek niepokornych, nie podporządkowujących się, czy dążących do jakichś zmian. Mamy już przykłady jak to wynalazki lub osiągnięcia naukowe mające ułatwiać życie stały się jego zagrożeniem choćby pozyskiwanie energii atomowej lub in vitro.
Przedstawiona powyżej cywilizacyjna koncepcja już testowana, dotyczy nie tylko uczniów, ale wszystkich ludzi otoczonych siatką inteligentnej technologii i jest groźne dla wolności, godności i niepowtarzalności osoby ludzkiej. Jednak, jeśli będziemy zdawali sobie sprawę z tych zagrożeń to okazuje się, że nie jesteśmy całkowicie bezbronni, mamy w sobie siłę wewnętrzną, żeby się temu przeciwstawiać.
Konieczność uzbrajania siebie w wiedzę CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE, a tym samym uodparniania się na wabia nowości technologicznych (jak dotąd to jednak człowiek sam osobiście musi podjąć decyzję, czy będzie w to wchodził czy nie i do jakiego stopnia pozwoli się uzależniać), potwierdza książka ks. Jacka Grzybowskiego „Jak cyfrowe media niszczą cywilizację”. Autor stwierdza fakt, że codzienna obecność cyfrowych technologii zmieniła relacje między realnością a sferą wirtualną, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży, ponieważ oni dwa razy więcej czasu spędzają w świecie cyfrowym niż w szkole. Nie jest tajemnicą, że media społecznościowe zmieniają tożsamość uczestnika nie mówiąc o uzależnieniach. Oferują bowiem każdemu możliwość kreowania własnej, na ogół nierzeczywistej osobowości (awatary, second life) i są to nieskończone możliwości kreacji, skutkiem czego młody człowiek naprawdę nie wie kim jest. Dochodzi do tego utrwalanie zachowań dziecięcych wypierających lub blokujących cechy ludzi dorosłych (rozwaga, wiedza, waga słowa, altruizm, odpowiedzialność, panowanie nad sobą).
W skrajnych przypadkach, jeśli internauta przebywa tygodniami w pokoju i nie wychodzi z niego, staje się z czasem nadwrażliwym na swoim punkcie, obsesjonatem na punkcie natychmiastowego spełnienia, zatraca swą wyjątkowość i tożsamość. Dzieje się to poprzez wirtualne tworzenie dla siebie osobowości o cechach, których nie ma, a które chciałby mieć (awatary). Wszystko jest tu płynne (wielokształtne), nie ma nic stałego a to jest wbrew naturze człowieka, bo on musi mieć jakiś grunt do normalnego funkcjonowania. Człowiek, na ogół młody, powoli staje się „samotnym hulaką” – hula po Internecie coraz bardziej samotny, ma bardzo dużo kontaktów, ale brak jest relacji a tym bardziej więzi.
Wieloletnie pozostawanie dziecka (ucznia) w świecie wirtualnym, i to od najmłodszych lat odbija się na jego życiu realnym i manifestuje się selfizmem. Jest to stan psychiki człowieka, który wpadł w kult samouwielbienia. Sformułowania tego użył Paul C. Vitz, a pochodzi ono od słowa self czyli „ja”, lub „ja sam”. W języku polskim odpowiednikiem jest neologizm „jaizm”. Jest to postawa skupienia na samym sobie, na swoich doznaniach, przeżyciach, sukcesach, jak już wyżej wspomniano. Selfizm głosi hasła: „bądź sobą”, „uwierz w siebie”, „uwierz w swoje możliwości” itp. Inni ludzie są potrzebni jako odbiorcy lub jako tło. Jest to rodzaj narcyzmu, czyli opętania samym sobą, gdzie nie liczy się wielowiekowa kultura (zwyczaje, tradycje, postawy), gdzie nie mają większego znaczenia codzienne relacje z bliskimi i inne ludzkie związki. Odbiór świata jest patologiczny. Gdy ktoś doprowadzi się do takiego stanu, nie potrafi poradzić sobie sam, wymaga terapii psychologicznych a nawet leczenia psychiatrycznego. Następnie po terapii okazuje się, że jedynie rodzice i ich rola wychowawcza może pomóc młodemu człowiekowi, wychodzącemu z ciężkiego uzależnienia, czy też psychozy, przetrwać czas leczenia a następnie trwać w zdrowych relacjach międzyludzkich.
Rodzice, gdy staną się sojusznikami i sprzymierzeńcami w walce o dusze swych dzieci, odpowiedzialni, silni i zdeterminowani, mogą dać odpór erze świata cyfrowego. Jest to poważne wyzwanie i próba dla całych pokoleń. Być może dlatego, równolegle do rozwoju technologicznego trwa bezpardonowa walka z rodziną. Propozycją – rodzic czy nauczyciel będąc sprzymierzeńcem najpierw stara się zrozumieć, co dzieje się w umysłach dzieci i dostrzec różnice międzypokoleniowe na wielu płaszczyznach, a szczególnie tej technologicznej. Młodzi choć podobni zewnętrznie, wewnątrz są całkiem inni. Pokazuje to pewien eksperyment. Grupę 60 osób od 12-18 roku życia na 8 godzin odizolowano od mediów. Byli za sobą, mieli dostęp do biblioteki, gier planszowych, farb, książek, instrumentów. Tylko 3 osoby dotrwały do końca eksperymentu – 2 chłopców i 1 dziewczyna, która cały czas pisała (później się okazało, że opisywała tak straszne rzeczy, że nie dało się tego czytać). Pozostałe 53 osoby zdradzały syndrom odstawienia, zaburzenia lękowe, myśli obsesyjno-kompulsywne, nikt nie spał. Tylko 20% biorących udział w eksperymencie, po jego zakończeniu, zadzwoniło bądź do przyjaciół, bądź do rodziców. Eksperyment ten potwierdza fakt, że nie możemy przenosić naszych reakcji i zachowań na młodych. Oni mają je całkiem inne, bo czym innym uwarunkowane.
Pokolenie urodzone po 1980 r. zwane generacją Y, dorastające pośród telefonów komórkowych, Marc Prensky określił „cyfrowi tubylcy”, którzy nie znają świata bez Internetu, komputerów telefonii komórkowej, a warunkiem przetrwania jest podążanie za szybkim tempem zmian (o czym wyżej wspomina Cz. Plewka). Gdy poszukują jakiejś informacji, nawet o odjazdach pociągów, to posługują się Internetem. Ryzykują otrzymaniem błędnych informacji. Wiedzę chcą zdobywać szybko, lekko, łatwo i przyjemnie. Nie bardzo zajmuje ich zdobywanie podstaw wiedzy, bo to trudne. Natomiast zagadnienia niszowe, jednostkowe, wyrwane z kontekstu danej dziedziny np.: „interpretacja nocnego nieba przez afrykańskie plemię Dogonów” albo „osadnictwo Wikingów w Ameryce Północnej” itp. są dla nich bardzo zajmujące i zastępują wiedzę w ogólności. Niektórzy pedagodzy popierają ten trend, mówiąc, że wiedza jest tak rozległa, że nie sposób ją poznawać dogłębnie. Wszystko się zgadza, ale musi być jakaś solidna podstawa, by na niej oprzeć to, co chcemy badać czy odkrywać, by formułować wiarygodne wnioski i przeprowadzać sensowne analizy. Wśród szumu informacyjnego i coraz to nowych eksperymentów w procesie kształcenia, musimy wybierać te, które mają systematykę, ciągłość, poszanowanie tradycji i wartości z przeszłych pokoleń oraz elementy nowoczesności, w której żyjemy. Przygotowując młodzież, by dobrze przeżyła swoje życie w swoim świecie, mamy obowiązek przypominać im, że „stoją na ramionach gigantów” z poprzednich epok
Pokolenie rodziców i nauczycieli obecnej młodzieży to „cyfrowi imigranci”. Oni nie wzrastali we wszechobecnej technologii i mają zgoła inne podejście do zdobywania informacji i wiedzy.
Człowiek przedinformatyczny sięga po encyklopedie papierowe, wyszukuje źródła informacji według własnej wiedzy i orientacji. Oczywiście popełnia błędy, lecz może je odszukać i skorygować. Jeśli organizuje wyjazd posługuje się rozkładami jazdy środków transportu, osobiście ustala warunki np.: z domami wczasowymi. Młody człowiek polega tylko na danych z Internetu, które ktoś wybrał i nie zawsze uaktualnia. Człowiek przedinformatyczny zdobywał wiedzę powoli i z wysiłkiem, po prostu ją odkrywał. Zaowocowało to rozumieniem jej podstaw, rozumieniem świata i umiejętnością objaśniania go innym. Jednocześnie ów człowiek nie rozumie techniki, która staje się kulturą a kultura procedurą, czyli magią (na pytanie „dlaczego tak trzeba postąpić”? Słyszymy odpowiedź, „bo takie są procedury” i koniec dialogu). Człowiek przedinformatyczny wyrastał w wartościach etycznych (Dekalog od IV-X przykazania), a gdzie jest etyka tam nie potrzeba procedur, które ktoś wymyślił i teraz zmusza wszystkich do ich przestrzegania pod groźbą kary.
Byłoby najkorzystniej, gdyby świat „cyfrowych tubylców” przenikał się i uzupełniał ze światem „cyfrowych imigrantów”. Ileż wzajemnych korzyści i udogodnień mogłoby być udziałem obu pokoleń. Potrzeba odrobinę dobrej woli i jedni dopomagają drugim w rozwoju.
Wydaje się jednak, że twórcom postnowoczesności nie o zgodę chodzi, lecz o konfrontację. I znowu, świadomość czyjejś manipulacji uzdalnia nas do przeciwstawiania się, uzbraja nas w argumenty ważne dla nas samych.
Na potwierdzenie tezy o możliwości wewnętrznej samoobrony, mamy opis działania fal elektromagnetycznych pomiędzy jądrem Ziemi a jonosferą zwane rezonansem Schumanna inaczej puls Ziemi. Ta elektromagnetyczna częstotliwość Ziemi, odkryta w połowie XX w. długo była na stałym poziomie, wynosiła 7,82 Hz i była zsynchronizowana z falami alfa wysyłanymi przez mózg ludzki. Jest to dowód na integrację człowieka z przyrodą. Drgania te powodują harmonizację i uspokojenie umysłu oraz relaksację. Gdy jest ich najwięcej (po przebudzeniu i przed zaśnięciem) następuje samoistne wyłączenie się ego („ja” – duża część świadomości człowieka). W ostatnich dekadach wielkość ta zaczęła się zmieniać i obecnie wynosi 16,5 Hz. Rosnąca częstotliwość rezonansu Schumanna oznacza stały wpływ na ludzki mózg, który będąc w stałym polu oddziaływania rezonansu, jest zmuszany do pracy z coraz większą prędkością i może zostać „przestrojony”, co zwiększy jego możliwości. Obecnie Ziemia podlega gwałtowniej zmianie na poziomie elektromagnetycznym. To przyśpieszanie jest zagadką, na którą nie ma odpowiedzi i nikt nie wie do czego może to doprowadzić. Właśnie rezonans Schumanna powoduje zauważalne różnice w naszym postrzeganiu upływu czasu.
Ciekawą rzecz pokazują badania wpływu tych fal na grupę osób, która wie o ich istnieniu i charakterze i na grupę osób, która nie zdaje sobie sprawy z ich oddziaływania. Wynik był taki, że osoby z pierwszej grupy nie poddały się tym falom, a druga grupa była pod ich wpływem. Wniosek z tego jest następujący: i w wyniku takich oddziaływań nie jesteśmy bezbronni.
Analizując technokulturę nie sposób nie wspomnieć o muzyce techno, którą interesuje się wielu uczniów i często także ich rodzice. Jest to nurt muzyki elektronicznej, powstały w Detroit w latach 80-tych XX w. Nazwa gatunku pochodzi od utworu „Techno City” autorstwa Juana Atkinsa z roku 1984. Muzyka ta ma szybkie tempo 120–140 uderzeń na minutę, składa się wyłącznie z syntetycznie lub elektronicznie przetworzonych dźwięków i jest produkowana (nie komponowana) przez miksowanie poszczególnych utworów instrumentalnych. Produkcje te są przeznaczone dla klubów.
Muzyka techno ma różne odmiany i ciągle ewoluuje, niestety w stronę coraz to mocniejszych, cięższych i mrocznych brzmień (UK hardcore techno). Ostatnio jest w pełni „mocy produkcyjnych” budzi zainteresowanie i uznanie w świecie jak też kontrowersje, dyskusje i spory.
Do czego służy UK hardcore techno i kto ją wykorzystuje? Najlepiej odpowiada na te pytania świadectwo Lecha Dokowicza „Techno zabija duszę”, zamieszczone na Youtube. Dzieli się on swymi doświadczeniami i przeżyciami związanymi z muzyką techno. Jako 13-sto latek był dwukrotnie „uzdrawiany” przez słynnego Harrisa w jednym z kościołów. Po latach okazało się, że został wtedy zainfekowany złym. Jako dorosły znalazł się w Niemczech i przystał do tamtejszego ideologa ruchu „kultura techno” i organizatora festiwalu muzyki techno May Day, niejakiego Petera i stał się jego uczniem. Wprowadzany w tajniki tej cyklicznej imprezy, nie tylko organizacyjne, ale i ideologiczne, z czasem stawał się coraz bardziej pojętny i użyteczny. Co roku począwszy od 1991 r., w nocy z 30 kwietnia na 1 maja w Berlinie potem w Dortmundzie w Niemczech tysiące młodych ludzi szaleje na imprezie May Day („mayday” pierwotne znaczenie tego określenia to międzynarodowy sygnał radiowy wysyłany przez rozbitków, coś jak SOS) ku czci germańskiego bożka wojny, który łączył się tej nocy z boginią miłości. W latach początkowych muzyka była pozytywna, przyjazna, hippisowska. Od roku 1996 zmieniała się na ciemną, było więcej uderzeń na minutę pojawiały się prezentacje, obrazy pełne symboli śmierci i przemocy, zrozumiałe dla wtajemniczonych. Któregoś razu, podczas rozkręconej już imprezy po północy, nagle zmieniła się obsługa syntezatorów. Za konsolami zasiedli liderzy ruchu. Wzmógł się rytm muzyki, wzrosły decybele i utworzono krzyż ze świateł zmieniających się w dowolny sposób. Krzyż był podświetlany różnymi figurami graficznymi i miotano nim nad głowami ogłuszonych, półprzytomnych tancerzy. Lech Dokowicz zrozumiał, że to sataniści, którzy prowadzą uczestników na zatracenie a on ma być jednym z tych satanistów. Zrozumiał, że ta wielka technomanipulacja zagarnia rzesze ludzi na drogę, która kończy się potępieniem wiecznym i nie ma odwrotu. Ten ułamek sekundy, który pomógł mu ocenić z czym tak naprawdę ma do czynienia, był uprzedzającą łaską Bożą, o którą tak żarliwie modliła się jego matka. Leszek wspomina, że upadł na kolana i zaczął mówić „Ojcze nasz...”, widział jak potężny Archanioł Michał stoi przed nim. Tej nocy niedoszły satanista uciekł z klubu, potem z Niemiec. Teraz, wraz z rodziną jest w Polsce i daje świadectwo o tym, co przeżył.
W Polsce May Day odbywa się również co roku, na przełomie maja i czerwca, w katowickim Spodku, począwszy od 2000 r. Zachęcająca oferta „fajnej” imprezy z 2018 roku do tej pory „wisi” na stronie internetowej. Biorą w niej udział nawet rodziny z dziećmi, taka jest atrakcyjna! Jednak może skończyć się tragicznie, a na pewno jest ogromną przeszkodą w życiu religijnym i bardzo utrudnia dostęp do Boga i Jego sakramentów.
Świadectwo Lecha Dokowicza jest przestrogą i obnażeniem złego i jego sposobu oddziaływania nowoczesną muzyką techno na ludzi, by osiągnąć starożytny cel – jak najwięcej istnień ludzkich zatracić w piekle. Kto słucha muzyki techno i uważają ją za nieszkodliwą, może w tym miejscu kpić, ironizować i wyśmiewać się z powyższego wniosku. Nie wie jednak, jak w jego przyszłym życiu odbiją się obecne fascynacje czymś, co inni doświadczyli i określili jako NIEBEZPIECZNE.
Zatem, obserwujemy proces skutecznie dostosowujący ogół ludzi (bo już od przedszkola) do funkcjonowania w „nowym wspaniałym świecie”, który ma być rajem na ziemi, ale tylko dla nielicznej, najbogatszej i bezbożnej nacji ludzkiej, uzurpującej sobie prawo do władzy nad światem. Pozostali mają być społeczeństwem bezimiennym i trybikami zaspokajającymi wszystkie potrzeby oraz przyjemności tej kasty. Taki obraz wyłania się po, nawet niezbyt dogłębnej, analizie kierunku nauczania w szkole, kierunku wprowadzania nowinek technicznych i technologicznych, kierunku otaczania poszczególnych osób takim sprzętem osobistym, który ich namierza w KAŻDEJ chwili i gromadzi dane dotyczące KAŻDEJ sfery ich życia. Podobnych wniosków dostarcza analiza kierunku oferowanej technorozrywki. Można by rzec: nihil novi sub sole (nic nowego pod słońcem), co do istoty rewolucyjnego dążenia do władzy nad innymi. Novum jest tu fakt, że dotyczy to całego świata, przebiega niepostrzeżenie i cicho (ponieważ głośna rewolucja się nieudała). Novum jest również fakt, że polityczna poprawność, umiejętnie prowadzona propaganda i technomanipulacja sprawia, że ludzie nie widzą zagrożenia i radośnie zgadzają się na wprowadzane zmiany, które czynią z nich dobrowolnych niewolników.
Warsztaty
Po wykładzie zastanawialiśmy się, co my możemy zrobić w swoim środowisku, mając świadomość zagrożenia. Pierwsze pytanie: Jak nawiązać kontakt między cyfrowymi tubylcami (młodzi) a cyfrowymi imigrantami (dorośli)?
- nie popełniać podstawowego błędu krytykowania tego, co dla młodych jest bardzo ważne – zaistnieć, pokazać swą indywidualność - na przykład w sieci. Oni się utożsamiają ze swym sprzętem osobistym i możliwościami jakie on daje. Są przekonani, że będąc poza siecią wpadają w niebyt i tego się boją. Ta wiedza pozwala dorosłym z pewną dozą łagodności i akceptacji dopytywać się istotę tego, co robią, pod ich kierunkiem uczyć się korzystać z nowych mediów, prosić o cierpliwość i wyrozumiałość dla naszych nieumiejętności. Taka postawa bardzo dowartościowuje młodego człowieka i otwiera go na dialog:
– poprzez rozmowę ustalić, czy mają jakieś złe doświadczenia lub wiedzę, że komuś stała się krzywda z powodu bycia w sieci, a następnie pytaniami z zakresu działania Internetu i urządzeń z nim związanych, skłaniać do odkrywania zagrożeń, o których była mową w wykładzie. Warunek jest taki, by nie narzucać, ale prowokować do refleksji,
– nie obrażać się, gdy młodzi nie współpracują, dać im czas i okazywać ciągłą gotowość do nauczenia się czegoś nowego, wykazywać zainteresowanie tym, czym się aktualnie zajmują,
– prosić o pomoc (czasami wielokrotnie), gdy sami nie umiemy wykonać jakichś operacji, ale nie, by za nas zrobili tylko, by nas nauczyli.
Drugie pytanie: Co mamy do zaoferowania potrzebnego i zbawiennego cyfrowym tubylcom?
– jeżeli przestrzeń cyfrowa jest dla młodych jedyną godną uwagi przestrzenią, to można zapytać o ich zdanie na temat jakiegoś wydarzenia religijnego opisanego na konkretnej (sprawdzonej!) stronie z treściami religijnymi (np. mateusz, opoka, fronda). Gdy będą szukać, to może w ogóle zainteresuje ich coś związanego z wiarą i wtedy możemy rozmawiać, wyjaśniać albo pytać, co myślą na dany temat, co naturalnie zmusza do kontynuacji rozmowy.
– uczulać na konieczność zachowywania norm moralnych (10 Przykazań Bożych) również w przestrzeni wirtualnej, nawet, gdy inni tego nie robią. Jest jasne, że sieć Internetowa daje wielkie możliwości w tym zakresie oraz złudne poczucie bezkarności w szerzeniu kłamstw i oszczerstw (a przecież każdego można namierzyć i ukarać). Jest wielka potrzeba uświadamiać młodym internautom, że krzywda wyrządzona drugiej osobie w cyberprzestrzeni zaciąga realną winę wobec niego i domaga się oczyszczenia w konfesjonale, o czym rzadko się mówi,
– przestrzegać przed zwodniczymi stronami pseudoreligijnymi, które są atrakcyjne, strojące się w piórka ortodoksyjności (prawowitości). Jeśli wchodzi się na nieznaną bliżej stroną, musi włączyć się nawyk sprawdzania, z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Przykładem niech będzie strona „Toronto blessing” (Przebudzenie), którą tworzy od 1994 r. ruch neocharyzmatycznego zboru w Toronto. Ruch ten jest uznawany jako wynaturzenie trzeciej fali pentakostalizmu (domniemane wylanie Ducha Świętego). Zielonoświątkowcy krzewią nową formą chrześcijaństwa bez teologicznych podstaw i bez przykazań – co już budzi wątpliwości i sprzeciw.
Trzecie pytanie: Jaką rolę może odegrać wiara katolicka w odzyskiwaniu tożsamości?
– jeśli już ktoś stracił swą tożsamość to najtrudniejszym jest sprawić, by sam osobiście stwierdził ten fakt, by był świadom stanu swego ducha i chciał coś z tym zrobić. Tu jest miejsce na modlitwę wstawienniczą i łaskę Bożą – tak jak w przypadku Lecha Dokowicza.
– bardzo intymne doświadczenie miłości Boga, Jego przebaczenia w konfesjonale, utwierdzanie się w przekonaniu, że owoce męki Jezusa są dla mnie, bo jestem dla Niego wyjątkowy,
– powrót do tajemnicy stworzenia mnie takim, jakim jestem teraz. Z moimi zaletami, zdolnościami, talentami, predyspozycjami i wadami. Bóg stworzył mnie jako osobę niepowtarzalną, nigdy nie było i nie będzie kogoś takiego jak ja (może być podobieństwo fizyczne – sobowtór), ale to nie będę ja tylko on.
– mój los jest dla Jezusa ważny, chce mnie mieć w niebie, moje słowa wszystkie są przed Nim (nawet włosy na głowie są policzone – wszystko o mnie wie), daje wolność i czeka na moją odpowiedź.
– godność i wyniesienie ponad całe stworzenie jest darem, natomiast przestrzeganie Przykazań Bożych uszlachetnia, przez co stajemy się po prostu promienni i piękni duchowo.
Opracowała: Anna Nycz